Wybór wykonawcy portalu. Ważna decyzja.

17 sierpnia 2016

Mówią, że nie warto wydawać pieniędzy na realizację pomysłu bez wcześniejszego sprawdzenia go na rynku. Mają trochę racji. Ja jednak chcę popełnić ten błąd, idę za ciosem i zlecam produkcyjne wykonanie projektu. Przede mną wybór wykonawcy portalu. Czy dobrze robię?

Działać, działać!

Pisałem o planowanym harmonogramie moich kolejnych działań. Jeszcze wcześniej opublikowałem wpis o specyfikacji funkcjonalno-technicznej – dokumencie, który odwzorowuje pomysł na papierze. Nie chcę zwalniać, nie chcę czekać. Zbyt siermiężne działanie to jedna z przyczyn porażek startupów. Czas na kolejne, dynamiczne kroki. Rozpisuję przetarg na wykonawcę projektu.

wybór wykonawcy portalu

Wybór wykonawcy portalu

Jak przebiega wybór wykonawcy portalu? Zacząłem od rozpoznania własnej bazy kontaktów. Po tym jak uznałem, że nie dysponuję żadną „gotową” opcją użyłem internetu do przeszukania rynku. Przejrzałem grube dziesiątki stron. Odezwałem się do kilkunastu agencji interaktywnych. Po wstępnym zapoznaniu, uznałem, że jedynie kilka spełniło moje kryteria. Oto one:

Realizacje

Agencja interaktywna z nieestetyczną i niefunkcjonalną stroną internetową nie może być dobrym partnerem do realizacji projektu. Dodatkowo powinna się chwalić wykonanymi realizacjami, co rzuca światło na potencjał współpracy. Przejrzałem blisko 100 stron firm zajmujących się projektowaniem i budową stron internetowych. Jedynie kilkanaście spełniło moje wstępne oczekiwania

Sposób prowadzenia rozmowy

Kiedy po pierwszym mailu z mojej strony z pytaniem o ogólne zainteresowanie współpracą padała prośba o przestawienie planowanego budżetu przedsięwzięcia – od razu kończyłem rozmowę. Wiedziałem, że taki partner nie jest dla mnie. Jest wiele firm na rynku i nie każdej zależy na współpracy. Nie każda też dysponuje odpowiednio wykwalifikowanym zespołem. Pierwsza wymiana maili już wiele mówi. W ten sposób wykluczyłem kolejnych kilku potencjalnych partnerów

Zaangażowanie

Kolejny etap rozmów to podpisanie NDA, czyli umowy o zachowaniu poufności. Choć jej siła jest w polskiej rzeczywistości gospodarczej dość wątpliwa to zawsze lepiej taki dokument posiadać. Co ciekawe, część firm nie jest zainteresowana jej podpisaniem – znów redukcja zbioru wykonawców. Następny krok to szczegółowa wymiana informacji o projekcie i oczekiwanie na wycenę. Brak odpowiedniej dynamiki rozmów, oczekiwanie na maile, nieprecyzyjne komunikaty – powody odrzuceń kolejnych kontrahentów.

Cena

Jest ważna. Szczególnie dla startupu.  Z oczywistych przyczyn należy preferować opcje tańsze, przy założeniu, że spodziewana jakość i terminowość są na akceptowalnym poziomie. Ja, w finalnym etapie na stole posiadałem kilka ofert o dość zbliżonych cenach. Te z górnych widełek musiałem odrzucić, by ostatecznie wybrać tę, która spełniała punkty powyżej i jednocześnie była atrakcyjna po kątem finansowym. Niebawem wybór wykonawcy portalu, a przecież…

Można było wolniej…

Na szkoleniach dla startupów można usłyszeć, że dobry pomysł ma szanse być zrealizowany za pieniądze inwestorów. W tym wariancie nie musiałbym wykładać własnych oszczędności nawet na produkcję pilotażowej wersji portalu. Wystarczy dobrze opakować ideę, zainteresować odpowiednie osoby, przekonać je do inwestycji i z górki…

Opakowaniem pomysłu może być zwykła prezentacja wykonana na przykład w Power Point. Lepiej, jeżeli możesz przedstawić inwestorom tzw. makiety, czyli dość proste grafiki bazujące na podstawowych formach (koła, prostokąty, strzałki, surowy tekst). Poziom wyżej byłby prototyp, czyli makiety uzupełnione o klikalne linki przenoszące użytkownika do poszczególnych podstron w ramach projektu. Do wykonania makiety czy prototypu można użyć odpowiednich aplikacji, często dostępnych do ściągnięcia za darmo. Jeżeli nie chcesz angażować czasu w uczenie się nowych narzędzi możesz zlecić wykonanie zlecenia freelancerom bądź firmie zewnętrznej. Koszt nie powinien przekroczyć kilku tysięcy złotych.

Dlaczego nie wybrałem tej ścieżki? Uważam, że skłonność inwestorów do inwestowania w „teoretyczne” projekty jest mała. Nie są chętni do wykładania pieniędzy bez finansowego zaangażowania przedsiębiorcy. Trzeba użyć naprawdę mocnych argumentów, żeby przekonać potencjalnych wspólników do takiej formuły współpracy. Muszą uwierzyć, że pomysłodawca mimo brak własnego wkładu pieniężnego gwarantuje ostateczne uruchomienie projektu, a jego postawa buduje szanse na komercyjny sukces. Taka formuła nie jest już dla mnie. Prowadzenie dialogu z inwestorami na tym etapie niestety musiałbym sklasyfikować jako stratę czasu. Wolę go poświęcić na realizację projektu. Na rozmowy z inwestorami przyjdzie odpowiedni moment.

Łatwiejsza opcja na testy? Mogłaby polegać na uruchomieniu strony docelowej – tzw. landing page – która opisywałaby istotę usługi, jeszcze przed uruchomieniem właściwego portalu. Taką stronę w przemyślanej formule mógłbym umieścić na przykład na Facebook-u. Następnie należałoby skierować tam ruch kupując reklamy w ramach Facebook Ads. Finalnie mógłbym dokonać obserwacji, jak zachowują się użytkownicy na tak skrojonym landing page. Zainteresowani, trochę zainteresowani, zupełnie niezainteresowani.

Ja jednak…

Przyjąłem inny, teoretycznie bardziej ryzykowny plan działania. Po fazie projektowej od razu chcę zlecić realizację projektu pomijając opcje opisane powyżej. Dlaczego?

Argument numer jeden. W ramach pierwszego etapu produkcyjnego nie chcę zrealizować od razu całego pomysłu, który mam w głowie. Będzie on wdrażany stopniowo, krok po kroku. I to z dwóch przyczyn. Po pierwsze, budżetowych – zamierzam uruchomić stronę przy minimalnych kosztach. Po drugie nie chcę stworzyć już na starcie skomplikowanego w użyciu produktu z ryzykiem pogubienia się użytkownika. W dniu debiutu zobaczycie dopiero pierwszą wersję portalu, która będzie dalej rozwijana. W następnych okresach będziemy korygowali błędy i odniesiemy się do sugestii użytkowników. Niezależnie od tego będziemy rozwijać się w kierunku już wymyślonych funkcjonalności, ale świadomie pominiętych w fazie pilotażu.

Argument numer dwa. Nie uważam, że testowanie landing page dałoby mi wiarygodną odpowiedź na pytanie, czy mój pomysł jest dobry. Sądzę, że taka operacja mogłaby być obciążona błędem pomiaru. Właściwy portal daje więcej możliwości komunikacyjnych niż landing page. Co więcej użytkownik może być lepiej przygotowany w oparciu o działania PR i marketingowe do odwiedzenia portalu, co ma szansę zbudować w nim potrzebę skorzystania z usługi. Tak więc potencjalnie negatywny efekt testu opartego o kierowanie ruchu na prostą stronę nie dawałby mi pewności, co do tego czy należy rezygnować z realizacji projektu.

Argument numer trzy. Mam zaufanie do pracy badawczo – analitycznej, którą wykonałem i do intuicji, którą posiadam. Dodatkowo przedyskutowałem temat z wieloma osobami i wszyscy widzą w nim szansę.  Wiem, że jednym z głównych grzechów startupowców jest ślepa wiara w doskonałość wymyślonego biznesu. W moim przypadku zakładam, że nie wpadłem w tą pułapkę. Decyzja o rozpoczęciu działań była poprzedzona wieloletnimi obserwacjami rynku. Chcę sprawdzić pomysł w praktyce. Dlatego działam.

Kolejny krok by sfinalizować wybór wykonawcy portalu to podpisanie umowy, a to bardzo ważny punkt programu.  O tym w jednym z kolejnych wpisów.