Nabijanie marzycieli w butelkę, czyli jak zarobić na startupach.
14 grudnia 2018
Startup w pierwszej fazie rozwoju ma w sobie trochę naiwności. Ułańska fantazja daje siłę do zmieniania świata. Ale odsłania też czułe punkty, co – jak się okazuje – wykorzystuje bezwzględnie rynek. Ponieważ historie kontaktujących się ze mną przedsiębiorców mają dużo wspólnego warto podsumować ich bolączki. W poniższym tekście wspieram się listem czytelnika, ale podobne przypadki są mi relacjonowane przez wielu młodych przedsiębiorców. Zarobić na startupach?
Startup (tak mu się wydaje) po prostu chce pieniędzy
Podstawową potrzebą zgłaszaną przez startupy jest finansowanie. Młodym przedsiębiorcom brakuje pieniędzy na realizowanie swoich biznesowych marzeń. Wierzą, że celem numer jeden jest pozyskanie inwestora. No, ale zaraz się przekonają, że…
Faza rozwoju biznesu jest zbyt wczesna, albo
Pomysł fajny, ale sprawdźcie go w rzeczywistości i wróćcie, albo
Za duże ryzyko do inwestycji na tym etapie, albo […]
Tak więc startupy odchodzą z kwitkiem i po wyczerpaniu wysiłkiem w pierwszym zderzeniu z rynkiem zrobią prawie wszystko, żeby dopiąć swego…
Wszyscy chcą mieć swojego jednorożca
Jednocześnie klimat na świecie, w Unii Europejskiej, w Polsce jest bardzo przyjazny dla startupów. Rządy chcą innowacji, rozwoju, nowości. Dlatego jak grzyby po deszczu pojawiają się kolejne programy wspierania młodych firm. Dotacje zwrotne i bezzwrotne, współfinansowanie udziałowe. Wystarczy wejść na stronę PARPu, PFRu, NCBiR, czy lokalnej agencji wspierania przedsiębiorczości, by naczytać się o wachlarzu możliwości.
Mamienie błyskotami
Młody przedsiębiorca ma dużo do udowodnienia. Położył na szali tak dużo, żeby uruchomić swój biznes. Chętnie i z ufnością słucha roztaczanych przez „mentorów” wizji.
Jeden z moich czytelników pisze:
Tuż na początku 2018 roku ,wypełniłem wniosek do konkursu startupowego i po kilku miesiącach dostałem wiadomość zwrotną, że się zakwalifikowałem do finałowej 10-tki startupów które będą brały udział w akceleratorze.
Pomożemy, ale zapłać
Prowadzę swój startup. Systematycznie otrzymuję wiadomości od firm „wspierających” startupy z całego świata. „Weź udział w naszym programie akcelaracyjnym”. „Pomożemy Ci rozwinąć biznes, skalować sprzedaż, pozyskać klientów”. Często w mailu oprócz góry obietnic jest mowa o warunkach współpracy. Najczęściej chodzi o oddanie części biznesu (3-5%). Jak się okazuje w Polsce ten rynek również się rozwija.
Komu się chce pomagać startupom?
Prowadzenie biznesu jest cholernie złożonym zagadnieniem. Bardzo trudną sztuką. Dlatego tak niewielki procent przedsiębiorców osiąga sukces. Tym bardziej, że dla osiągnięcia sukcesu ważna jest nie tylko ciężka praca, ale również pozytywny splot wypadków, szczęście.
Na czym polega usługa dla startupów?
Jeżeli na chłodno spojrzymy na zagadnienie to przypomnimy sobie, że nikt nie chce pracować za darmo. Dlatego usługa – co to by nie było – po pierwsze musi kosztować (albo opłata za usługę albo oddanie udziałów w spółce). A po drugie musimy zastanowić się nad jakością usługi. Wracając do listu mojego czytelnika:
Trzy miesiące szkolenia wyglądały tak, że robiliśmy networking z ludźmi, którzy nic tak szczerze nie wniosą do naszego projektu. Oraz z potencjalnymi pracownikami, a to zdecydowanie za wcześnie na taki networking. Na koniec spotkania z VC, które w większości są już spłukane od lat kilku i obecnie są na etapie doinwestowywania projektów, które finansowali przed kilkoma laty, aby je sztucznie napompować i pewnie rychło opchnąć udziały. ( to jest moja analiza sytuacji i mogę się mylić.)
Warto jeszcze wspomnieć że przeplatają się pseudo inwestorzy, którzy mają wytrychy na pozyskanie środków z oficjalnych źródeł – jak PFR itp. – ale zamiast po prostu pomagać w uzyskaniu tych funduszy, próbują to zrobić w taki sposób, że po takiej pomocy i sukcesie w pozyskaniu środków sami zostają udziałowcami.
Podsumowując szkolenia, mieliśmy ich wiele z takich dziedzin jak PR, filmy promocyjne, HR, etc., gdzie wiedza nabyta, przydaje się tylko wtedy, gdy masz już działającą firmę, a są bezużyteczne i wręcz irytujące na początku przygody z budowaniem firmy od zera.
W pierwszej fazie, takie szkolenia powinny się tylko i wyłącznie skupiać na pozyskiwaniu środków i dopracowywaniu szczegółów projektu oraz łączeniu startupowców z właściwymi osobami, które mają dostęp do środków na inwestycję.
Kompletnie nie trafiona koncepcja już po kilku spotkaniach, obnaża brak zrozumienia przez organizatorów, czego tak naprawdę potrzebuję startup. Ignorancja i zepsucie prowadzących pokazuję jak można zaprzepaścić szanse realnej pomocy młodym przedsiębiorcom, którym się jeszcze coś chce i zniechęcić ich do dalszego działania.
Gdy potrzebna była realna pomoc w konkretnych zadaniach tj. zrobienie profesjonalnej prezentacji to od jednego z mentorów usłyszałem cenę 1200 pln. Poczułem się jakby mi ktoś napluł w twarz.
Koniec końcem, sam zrobiłem prezentację, spotkaliśmy się z setkami osób które kompletnie nic nie wnoszą do projektu i ogólnie straciliśmy czas i pieniądze na cały bezsensowny proces, w którym wygranymi są tylko i wyłącznie organizatorzy.
Od tamtej chwili miałem jeszcze spotkania z 2 inwestorami którzy wymagali bardzo szczegółowych informacji na temat projektu, włącznie z analizami finansowymi na 5 lat, które to dokumenty jeden po drugim dostarczyłem. Krótko po wypełnieniu mojej części umowy i dostarczeniu wszystkich wymaganych dokumentów, inwestorzy przestali kompletnie odpowiadać na wiadomości i jakikolwiek kontakt się urwał. Przynajmniej mogli napisać ze nie są zainteresowani.
Czego potrzebujesz jako przedsiębiorca?
Musisz mieć warsztat, umiejętności, znać abecadło prowadzenia biznesu. Bez warsztatu daleko nie zajedziesz. I tak jest w każdym zawodzie. Ale nie jest tak, że warsztatu nabędziesz podczas akceleracyjnego szkolenia, w szczególności realizowanego przez osoby, które bardziej chcą coś Ci sprzedać, a nie realnie coachować.