Dwie rzeczy, które zrobiłem, żeby mój startup nie skończył jak większość. Zasady prowadzenia startupu.

2 maja 2017

Olbrzymia większość startupów nie tylko nie osiąga spektakularnych sukcesów, ale po prostu upada. Można robić startup na pół gwizdka, wieczorami, czy w weekendy. Wtedy ewentualna porażka nie musi tak boleć. Osobiście położyłem na szali naprawdę dużo. Dlatego postarałem się o to, żeby nie skończyć jak większość młodych firm. Dwie zasady prowadzenia startupu, które wdrożyłem, żeby odnieść sukces.

Po pierwsze: Zabezpieczyć finansowanie

Nie jest tajemnicą, że budowa czegoś od zera musi kosztować. Zanim biznes zacznie przynosić pozytywne przepływy pieniężne minie sporo czasu. Skąd wziąć pieniądze na ten pierwszy, trudny etap? To jedno z najważniejszych pytań w głowie każdego startupowca. Dlatego od początku poświęciłem mu dużo uwagi. Oto co zrobiłem:

  1. Odpowiednio wcześnie zbudowałem możliwie duży kapitał własny, który mogłem przeznaczyć na działalność nowej firmy. Oszczędności.
  2. Wykorzystałem wszystkie możliwości w zakresie kredytowania. Otworzyłem linie kredytowe w ramach prywatnie prowadzonej działalności oraz prywatnego rachunku. Kiedy zaistnieje taka potrzeba, mogę do nich sięgnąć (oby nie 😊 ).
  3. Rozpoznałem możliwości finansowania dotacjami i w odpowiednim momencie złożyłem wnioski o dofinansowanie.
  4. Od samego początku rozmawiam z inwestorami o możliwościach wejścia do spółki.
  5. Przewidziałem możliwość finansowania społecznościowego. Więcej o tym na Beesfund.

Podjąłem, jak widzisz szerokie działania, na wielu frontach. Dzięki temu dzisiaj nie jestem uzależniony od jednego źródła finansowania. W sytuacji, kiedy jedno ze źródeł nie wypali (tak jak to było na przykład przy pozyskiwaniu finansowania w rundzie seed) mogę dalej spać spokojnie, bo mogę korzystać z innego źródła.

finansowanie

Niewątpliwą wadą takiej formy działania są koszty. Bo każda z otwartych możliwości musi kosztować. Angażowanie własnych oszczędności to uszczuplanie własnego bezpieczeństwa. Linie kredytowe w banku to koszty ich odnawiania i obsługi. Inwestorzy w spółce to oddawanie udziałów. Dotacje to koszty przyznania i obsługi i góra formalności. Crowdfunding to koszty przygotowań i promocji, a później czas na prowadzenie profesjonalnej komunikacji z inwestorami. Nic za darmo.

Niewątpliwą zaletą takiej formy działania jest wzrost bezpieczeństwa finansowego. Można spać spokojnie, bo w sytuacji zamknięcia jednej opcji, na horyzoncie jest zawsze dostępna alternatywna. Nie ma groźby panicznego poszukiwania ratunku. W efekcie radykalnie spada ryzyko płynności dla biznesu, a to jedno z podstawowych wyzwań dla młodych firm.

Po drugie: rozsądny model biznesowy

Kiedy startujesz z firmą od zera, przy mocno ograniczonych zasobach to nie myśl o tym, by zbudować statek kosmiczny, osiedle domków jednorodzinnych czy inny kapitałochłonny biznes. Po prostu Cię na to nie stać.

Długo myślałem nad tym, żeby model biznesowy mojego przedsięwzięcia nie wiązał się z ponoszeniem dużych kosztów bieżących. Jednocześnie plan był taki, żeby ponoszenie nakładów inwestycyjnych było rozłożone w czasie i dostosowywane do bieżącej sytuacji. Sukces nigdy nie przychodzi szybko. A czekanie na jego nadejście przy konieczności ponoszenia wysokich kosztów operacyjnych szybko przyniesie frustracje i ostatecznie może doprowadzić do upadku przedsiębiorstwa. Dlatego wybrałem opcję odpowiednio elastyczną, dającą wiele szans, ale pozbawioną ciężaru.

Oto co zrobiłem:

  1. Pogodziłem się z myślą, że przychody przyjdą, ale później, dlatego bieżące koszty ograniczyłem do minimum: biuro (najlepiej home office), minimalna liczba pracowników operacyjnych, współpraca z kluczowymi partnerami w oparciu o udziały w biznesie zamiast płatności bieżących. Dzięki temu zgromadzone finansowanie nie topnieje z dnia na dzień, a ja mogę spać spokojnie.
  2. Użyłem outsourcingu, jako kluczowego narzędzia do dostarczania potrzebnych spółce zasobów. Pociągam za odpowiednie sznurki tylko wtedy, kiedy tego potrzebuję. Płacę wtedy, kiedy jest taka konieczność. Unikam umów generujących stały koszt dla spółki. Celem samym w sobie nie jest zbudowanie dużego zespołu pracowników. Bo zespół do koszty. Celem jest skalowanie sprzedaży, ale przy możliwie niskich kosztach.
  3. W walce o klienta skupiam się na rozwoju produktu i wygodzie użytkownika, a nie na walce w ramach drogiego marketingu. Ponieważ bieżące koszty działania są odpowiednio niskie – nie muszę nerwowo skalować przychodów. Tym samym nie muszę ponosić wysokich kosztów marketingowych i konkurować z dużym graczami na rynku. Skupiam się na dostosowaniu produktu do wymogów rynku. Koszty marketingowe zaczną rosnąć (tak z resztą jak koszty bieżące) wtedy, kiedy pozwoli na to sprzedaż.

 

Trzymanie nakładów inwestycyjnych i kosztów operacyjnych w ryzach daje olbrzymi komfort funkcjonowania. Ale pod jednym warunkiem. Firma w międzyczasie musi się rozwijać i zwiększać swoje szanse na złapanie odpowiedniej części rynku – klientów.

Przesada w ograniczaniu kosztów może doprowadzić do tego, że firma się nie rozwija. A to gwóźdź do trumny. Wydawać mało – ok, ale jednak na tyle dużo, żeby biznes szedł do przodu.

Proste dwie zasady prowadzenia startupu

Po pierwsze: zabezpiecz finansowanie. Po drugie: pracuj z pomysłem, który nie zabije Cię kosztowo. A w tle walka o przychody i skalowanie biznesu.

Proste prawda?

Przedsiębiorcy powtarzają jak mantrę, że budowanie firmy to długi marsz, jeżeli nie maraton. Zgoda w stu procentach. Zasady prowadzenia startupu? Zabezpieczone finansowanie, niskie koszty i cierpliwa praca.