A kiedy już przychodzi ten dzień. Start iniJOB.

9 stycznia 2017

Kiedy na szali leży pół roku poświęceń dla jednego projektu. Kiedy nadchodzi dzień weryfikacji wszystkiego tego, co podyktowała głowa. Kiedy ma się okazać, czy te wszystkie plany, przemyślenia i przeczucia mają sens. To wszystko jutro w moim życiu. Stanę z boku i popatrzę na start inijob.

Punkt zero

Opowieść zaczyna się w lipcu ubiegłego roku, kiedy na strartuplife.pl pojawił się pierwszy wpis. To wtedy założyłem plecak startupowca i obiecałem opowiadać o nowej podróży dzień po dniu. Ta już trwa ponad pół roku. I oto jutro pierwszy kamień milowy i mocne „sprawdzam”. Co jest za zakrętem? Koniec wycieczki i siadamy do epilogu? A może nowe przed nami i piszemy kolejny rozdział?

Jestem optymistą. I to jest paradoksalnie problem. Jedna rzecz, która mnie martwi od samego początku to nieustanne przekonanie, że sukces jest na wyciągnięcie ręki. Że wszystko się uda i będzie jak trzeba. Obliczyłem wszystkie ryzyka, przewidziałem potencjalne problemy, jestem gotowy na każdy wariant. Prawda?

Wyłączenie samokrytyki, czujności, obiektywnego spojrzenia często kończą się lizaniem ran. Trochę jak z rodzicem, który w swoim dziecku widzi tylko zalety. Czy ja nie popełniam jakiegoś krytycznego błędu? Czegoś nie widzę, coś pomijam, nie doceniam? Pewne jest tylko to, że się przekonam.

Strachy w oczach

Kiedy 25 lipca nacisnąłem po raz pierwszy w życiu, w samodzielnie postawionym WordPressie – „PUBLIKUJ” – wiedziałem, z czym się mierzę i jakie ryzyka przede mną.

Po pierwsze – czy to, co piszę, ktokolwiek będzie chciał czytać? Stworzę wartościowe treści, czy raczej prywatny pamiętnik? Ktokolwiek się zainteresuje, czy konfrontacja z lożą szyderców?

Po drugie – w przypadku porażki opisywanego na blogu startupu wystawiam się na mocny strzał. Wtedy będzie nie tylko jasne, że przegrałem, ale również powszechnie wiadome. A przecież można było tak po polsku, po cichu przywitać potencjalną klęskę?

Dziś myślę inaczej. Wbrew temu co sądziłem wtedy, wiem, że niezależnie od tego, co przyniesie jutrzejszy dzień, nie będzie to porażka. Nie chodzi mi tutaj o rozstrzygnięcie, czy wydarzy się biznesowy sukces. Ten się zrealizuje lub po prostu nie. Mówiąc o braku porażki mam na myśli zwyczajnie to, że było warto! Bezcenne lekcje, trudne do zdobycia doświadczenia i kontakty. Wszystko zaprocentuje i zwyczajnie się zwróci. Wiem to!

Co będzie jutro?

Publikujemy iniJOB.com. Na jednej szali zero odwiedzin, zero zarejestrowanych użytkowników, zero akcji. Na drugiej ciepłe przyjęcie, rejestracje w serwisie, akcje klientów. Która przeważy?

I dalej.

Wtorkowy wieczór 10.01. przyniesie smuteczek albo błogą radość. Strzał w policzek – „byłeś w błędzie”. Albo zastrzyk energii – „cholera, udało się!”. Finał rozgrywki z samym sobą. Ustaliłem zasady gry, obstawiłem i zbiorę plony. Oby.

A jutrzej?

Przyznam uczciwie, że liczę na sukces. Wprawdzie z pokorą zniosę każdy wariant, jednak czuję, że wspólnie z całkiem już sporym zespołem iniJOB zasłużyliśmy na zwycięstwo. Swoją drogą jest to zupełnie niewiarygodna historia. Bez zawiłych procesów rekrutacji, poszukiwań i konkursów mamy zorganizowany team specjalistów we wszystkich ważnych dla rozwoju firmy działkach. Wierzymy, że nasza usługa rozwiązuje konkretny problem na linii pracownik – pracodawca.

I jeżeli tylko mamy rację to plan na przyszłość już jest gotowy. W sumie to bardzo proste. Jeden konkretny cel: SKALA!

Oby nam się…